Strona:PL Adolf Abrahamowicz-Jego zasady 13.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dobrodziejka powiada dla zasady. Bardzo to dobra zasada samemu wszystkiego doglądać.
Agnieszka. Służę, bardzo chętnie! (n. s.) Podobały się moje zasady. Mądrej głowie dość na słowie... a tak się lękałam...
Filc. Do obory na czczo? Chryste Panie! co ona ze mną wyprawia!... (wychodzą).


SCENA IX.
Dyonizy (wchodzi i przegląda się po pokoju).

Dyonizy (sam). Cóż to? W całym domu jak po dżumie, nikogo nie ma; czy się może co do miejscowości pomyliłem? (wyciąga list i czyta) Na tem przedmieściu są trzy dworki: „dom pomalowany na żółto, dach na czerwono, tam są aniołki” (do siebie) z rożkami — „mój wybór padł na starszą” Niewątpliwie tu, ale szałaput, siostrzeniec pewnie nie uprzedził o mojem przybyciu. Ileż tu jest tych aniołków? zapewne dwa; wybrał starszą. Nie lubię jak kto afektuje... aniołki? Ślamazarnik czułostkowy. (wchodzi Jan).
Jan. Co Wielmożny pan sobie życzy?
Dyonizy. Gdzież państwo? Czy nie oczekiwano tu nikogo?
Jan. Owszem, zapowiedziany był przyjazd wuja pana Anzelma.
Dyonizy (do siebie) Przecież uwiadomił ich ten roztrzepaniec.
Jan. Lecz tenże przed kwadransem właśnie co przyjechał. Państwo wyszli razem do gospodarstwa.
Dyonizy (do siebie). A to szczególne zdarzenie; cóż to za wuj Anzelma? przecież drugiego nie ma. (do służącego) Oświadcz natychmiast państwu, iż pragnąłbym widzieć się z niemi; wiedzą już o mojem przybyciu... tymczasem podaj cygaro; sam się tu rozgoszczę. (Jan podaje cygaro, poczem spiesznie odchodzi).
Dyonizy (sam). Zabawne zdarzenie! Drugi wuj Anzelma! To niepodobna; musiało się niedołędze przesłyszeć. Ale gdzież Anzelm? powinien był mnie tu, na miejscu, oczekiwać. Sprzeciwiać się jego woli nie będę; nic nie mam przeciw temu małżeństwu, byle były zasady i takt w tym domu. (ogląda się po pokoju) Cóż to za bohomazy? o ile z pomieszkania sądzić mogę... biórko stare, cygaro liche... O mój panie siostrzeńcze, zdaje mi się, że prócz błogosławieństwa i nędznej zapewne wyprawy z tego domu nic nie wyniesiesz.


SCENA X.
Dyonizy, Filc, Agnieszka i Wincenty.

Dyonizy. Nie wątpię, iż mój siostrzeniec uprzedził państwa o mojem przybyciu; mam zaszczyt przedstawić się, jestem wujem i opiekunem Anzelma. Zapewne z szanownym gospodarzem mówię? (Podaje rękę Filcowi, zwracając się do Agnieszki) A to zapewne przezacna małżonka?
Filc. (pomięszany i zdziwiony) Kochany wuj Anzelma, czy być może, czy podobna?
Dyonizy. To pana tak dziwi? powtarzam wuj, i opiekun; (zwracając się do Wincentego) zapewne szanowny członek rodziny?
Filc. (pomięszany) Także wuj nowo przybyły.