Strona:PL Adolf Abrahamowicz-Jego zasady 11.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Agnieszka. (d. s.) Sfiksował! (gł.) Hortenzjo, trzeba się wujowi Anzelma przedstawić jak najlepiej. Bądź poważną, nie trzepocz się, trzymaj się prosto, mów mało...
Filc. Lepiej nic...
Agnieszka. Tylko ty nie gadaj; Boże! Same córki.... i chce mieć głos....
Hortenzya. Już ja go ugłaskam...
Agnieszka. A przyczesz się... fryzura trochę się popsuła.
Hortenzya. Dobrze mamo. (wychodzi)
Agnieszka. (z godnością) Mężu! zbliża się chwila stanowcza; zbierz więc wszystkie zmysły aby sprawy nie pokpić. Idzie tu o przyszłość Hortenzji, którą jeżeli pierwej postanowiłam wydać aniżeli najstarszą córkę Eufrozynę, to jedynie, aby cię przekonać, że nigdy nie masz słuszności....
Filc. Słyszałem już o tem słyszałem! (słychać dzwonienie)
Agnieszka. Ach, otóż macie.... już idą, a tu jeszcze nie posprzątane.... i od czegoż pan jesteś głową domu?... a jak wyglądasz dzisiaj.. mizernie, jak po tyfusie!
Filc. Nie piłem jeszcze kawy.
Agnieszka. Dostaniesz czarną po obiedzie.
Filc. To mi śniadania nie zastąpi.
Jan. (wchodzi) Ten pan co był przed godziną pragnie się z Wielmożnym panem widzieć.
Agnieszka. Ah.... wuj! (do służącego) Proś ale bardzo grzecznie. (służący wychodzi) Co ja pocznę? Alboż ja mam męża? To sto razy gorzej jak być wdową! (do męża) Jak ty wyglądasz?
Filc. Co ona chce od mego wyglądania? (przypatruje się w lustrze)


SCENA VIII.
Ciż — Wincenty.
(Wchodzi Wincenty z miną radosną i robi gest największego uszanowania).

Wincenty. Przepraszam najmocniej, iż tak natarczywie i obcesowo wchodzę, lecz państwo w porę byliście powiadomieni o mojem przybyciu. (Podaje rękę Filcowi, poczem kilkakrotnie się całują) Zapewne ściskam drogiego gospodarza?
Filc. W jego własnej osobie.
Agnieszka. Z nieutajoną radością oczekiwaliśmy pana, tak zacny wuj i prawdziwy opiekun zaszczyt tylko przynosi naszemu domowi.
Wincenty. Przeczucie, które często zawodzi, tym razem nie omyliło mnie, ono mi mówiło: w tym domu znajdziesz szczerość, staropolską gościnność i serca otwarte.
Agnieszka. Gościnność u nas jest zasadą domową.
Wincenty. Łaskawa pani, gościnność nie może być zasadą, cnota ta nie w głowie, lecz w sercu ma swoje siedlisko. Przestąpiwszy raz ten próg, należę de facto już do rodziny państwa, i to dla mnie najwyższe szczęście, (zwraca się do Agnieszki) Wzakże[1] z zacną gospodynią tego domu rozmawiam, a moją od tej chwili ukochaną kuzynką?... Pozwól przeto niech w dowód wielkiego szacunku uściskam twą śliczną rączkę. (całuje Agnieszkę w rękę)
Agnieszka. (n. s) Bardzo przyjemny! Niepotrzebnie tak się lękałam.
Wincenty. Nie mogę utaić ra-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Wszakże.