Strona:PL Adam Mickiewicz - Poezje (1929).djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Co go nie tknęła żadna dziewka nasza
Ni Dżurdżystanu hurysa;

«On, gdy Chanowi na srebrny półmisek
Rzucił łeb księcia Iflaku,
Wdzięczny mu Chagan dziesięć odalisek
Z własnego przysłał orszaku.

«Wszystkiemi wzgardził! Teraz go zabija
Postać lękliwej gazeli;
Jako motyla lada modra żmija
Promieniem oczu zastrzeli.

«Niechże tę żmiję bej, na pastwę czerni,
Z warownej straży przywiedzie!
Już od godziny zebrali się wierni,
I kady z miasta już jedzie...»

Przyjechał kady, zbierają kamienie,
Czekają — próżna nadzieja!
Bej nie przychodzi, odbite więzienie;
Ani dziewicy, ni beja!...


3

Wkrótce ojczyznę ujrzała branka,
Lecz wszędzie jej tam nie miło:
Nie widzi — bowiem swego kochanka,
Z którym się wszystko skończyło.

Wszystko! i w swoich pamiątek kraju
Wkrótce z rozpaczy umarła;
A ciało martwe, według zwyczaju,
Dębowa trumna zawarła.