Strona:PL Adam Mickiewicz - Poezje (1929).djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czas rozwiązał zagadkę: kochała dziewica,
I kochała innego; i właśnie w tej chwili,
Gdy oboje na górze stali i patrzyli,
Ona wzrokiem kochanka dalekiego nęci,
Żeby leciał tak bystro, jak lecą jej chęci.

Tu zaszła zmiana w scenach mojego widzenia.

Widać gmach, starożytny — stoi u przedsienia
Rumak z siodłem do drogi. W gotyckiej kaplicy
U ołtarza był chłopiec — nie widać dziewicy.
Chłopiec blady, samotny, przechodził się, myślił,
U siadł, dobywa pióro, kilka słów nakryślił,
I z pochyloną głową na ręku oparty,
Wstał znowu, wstrząsnął głową, i pisane karty
Na części rozerwawszy, w drżącej ciśnie dłoni,
I z gniewem w zębach szarpie; ale łez nie roni.
U spokoił się nieco, zapalone lica
Ostygły i zmartwiały. — Wtem wyszła dziewica;
Z obojętnym uśmiechem spotyka młodziana,
Choć dostrzegła, że była od niego kochana,
Że jej cień jako całun spadł na jego duszę,
I zgadła, że on dla niej ma cierpieć katusze
Długie, straszne; — nie zgadła, że miał cierpieć wiecznie.
Chłopiec wziął ją za rękę; obojętnie, grzecznie,
Spojrzał — i w tej mu chwili na zwierciadło lica
Wybiła niewymownych uczuć tajemnica,
I zagasła, i znowu czoło zaszło mrokiem,
Znowu puścił jej rękę i powolnym krokiem
Oddalił się w milczeniu, nie żegnał dziewicy.
Rozstali się z uśmiechem; on wyszedł z kaplicy,
Raz jeszcze na ojczyste gmachy okiem rzucił,
Dosiadł konia, pojechał — i więcej nie wrócił.

Tu zaszła zmiana w scenach mojego widzenia.

Chłopiec dorósł młodzieńca. W obce pokolenia,
W dalekie zbłądził kraje, i pod wschodniem słońcem