Strona:PL Adam Mickiewicz-Pan Tadeusz 369.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lgnąc do ściany, czatował jako kot na szczury,
Aż ciął okropnie; może głowyby trzy zwalił,
Lecz stary czy niedojrzał, czy zbyt się zapalił,
Bo nim szyję wytknęli rąbnął po kaszkietach,
Zdarł je; rózga spadając brzękła po bagnetach —
Moskale cofają się, Maciek ich wygania
Na dziedziniec —

Tam jeszcze więcéj zamieszania.
Tam stronnicy Sopliców pracują w zawody
Nad roskuciem Dobrzyńskich, rozrywają kłody;
Widząc to jegry za broń porywają, biegą;
Szerżant wpadłszy bagnetem przebił Podhajskiego,
Dwóch drugich szlachty zranił, do trzeciego strzela,
Uciekają; było to przy kłodzie Chrzciciela.
Ten już miał ręce wolne, gotowe ku walce;
Wstał podniósł dłoń i zwinął w kłąbek długie palce,
I z góry tak uderzył w grzbiet Rossyanina,
Że twarz jego i skroń wbił w zamek karabina.
Trzasł zamek, lecz zalany krwią proch już nie spalił;
Szerżant u nóg Chrzciciela na swą broń się zwalił.
Chrzciciel schyla się, chwyta karabin za rurę