Strona:PL Adam Mickiewicz-Pan Tadeusz 205.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wyrwawszy się Bóg wie skąd, jak Filip s konopi,[1]
Przepisał wszystkich strzelców powiatu? O wstydzie!
Cóż o tém będą gadać w Oszmianie i Lidzie,
Które od wieków walczą s tutejszym powiatem
O piérwszeństwo w strzelectwie; myślili więc nad tém.

Zaś Assessor i Rejent prócz wspólnych niechęci,
Świeżą hańbę swych chartów mieli na pamięci.
W oczach im stoi niecny kot, skoki wyciąga,
I omykiem spod gaju kiwając urąga,
I tym omykiem ćwiczy po sercach jak biczem:
Siedzieli s pochyloném ku misie obliczem.
Assessor nowe jeszcze miał powody żalów,
Patrząc na Telimenę i na swych rywalów.

Do Tadeusza siedzi Telimena bokiem,
Pomięszana, zaledwie śmie nań rzucić okiem;
Chciała zasępionego Hrabiego zabawić,
Wyzwać w dłuższą rozmowę, w lepszy humor wprawić:
Bo Hrabia dziwnie kwaśny powrócił s przechadzki,
A raczéj jako myślił Tadeusz z zasadzki;
Słuchając Telimeny, czoło podniosł hardo,

  1. Wyrwawszy się Bóg wie skąd, jak Filip s konopi.

    Raz na Sejmie poseł Filip ze wsi dziedzicznéj Konopie, zabrawszy głos, tak dalece odstąpił od materji, że wzbudził śmiech powszechny w Jzbie. Stąd urosło przysłowie: wyrwał się jak Filip s konopi.