Chwiały się; czy je lekkie potrąciły ręce?
Czy wiatr ruszył? Tadeusz długo patrzył na nie,
Nieśmiał iść w ogród: tylko wsparł się na parkanie,
Oczy podniosł, i s palcem do ust przyciśnionym
Kazał sam sobie milczeć, by słowem kwapioném
Nie rozerwał myślenia; potém w czoło stukał,
Niby do wspomnień dawnych uśpionych w niém pukał,
Nakoniec gryząc palce do krwi się zadrasnął,
I na cały głos — dobrze, dobrze mi tak! — wrzasnął.
We dworze, gdzie przed chwilą tyle było krzyku,
Teraz pusto i głucho, jak na mogilniku:
Wszyscy ruszyli w pole; Tadeusz nadstawił
Uszu, i ręce do nich jak trąbki przyprawił,
Słuchał, aż mu wiatr przyniosł wiejący od puszczy,
Odgłosy trąb i wrzaski polującéj tłuszczy.
Koń Tadeusza w stajni czekał osiodłany,
Wziął więc flintę, skoczył nań, i jak opętany
Pędził ku karczmom które stały przy kaplicy,
Kędy mieli się rankiem zebrać obławnicy.
Strona:PL Adam Mickiewicz-Pan Tadeusz 145.jpg
Ta strona została uwierzytelniona.