Strona:PL Adam Asnyk-Poezje t.2.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przed nami sterczał najwyższej iglicy
Lodowy cypel, zatopiony w chmurze
I opasany wstęgą błyskawicy;

Jakby umarłéj panując naturze,
Wstrząsał się cały wulkanicznym grzmotem
I głuszył ryki odmętów i burze.

Tam! walcząc z urwisk wstrząsanych wywrotem,
Pełznąc po głazach strącanych od gromów,
Niezastraszony burzą, ni łoskotem,

Po ostrzach lawy i ostrogach łomów
Piąłem się, zwieszon na przepaści krańce —
Jak atom wobec lodowych ogromów.

I tylko wichry, pustyń wychowańce,
W ślad mojej drogi wyły po rozdrożach,
Szturmując z lawin usypane szańce

Lub się błąkając w lodowatych morzach;
Tylko potoki — z rozdartego łona
Olbrzymią raną po kamiennych łożach

Rzucały wody huczącéj brzemiona,
W zakryte oczom tajemnicze cieśnie,
Skąd tylko pary powiewna zasłona

Zraszała skalne porosty i pleśnie;
Tylko pędzone wichrem mgły przelotne,
Niby widzenia pochwytane we śnie,