Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na drugi dzień do rannej herbaty towarzystwo zgromadziło się dość późno. Władysław, nieobudzony dziś przez Żorża, przyszedł ostatni. Na twarzy jego widniał wypiętnowany smutek i zniechęcenie; z Niną przywitał się zimno i drwiąco, choć nie słyszał, a jednak był pewny, że wczoraj, po rozejściu się, opowiadała Jadwidze wszystkie plotki, jakie o nim po mieście krążyły; Jadwidze podał rękę milcząco, lecz smutek jego i wyraz oczu mówiły jasno: — winien jestem, przebacz, ty wiesz, że w twojej mocy leży uczynić ze mnie zupełnie innego człowieka, zmiłuj się nademną nie karz mnie!
Oczy Jadwigi głuche jednak były na tę prośbę, udała, że nie rozumie tych niemych słów, wszak postanowiła ukarać go, podać różnym próbom.
Po herbacie baron z córkami wyjechał i Władysław miał początkowo zamiar wyjechać razem z nimi, jednak w ostatniej chwili zmienił go, czuł że jest to ponad jego siły wyjechać w takim stanie, pożegnać Jadwigę na cały miesiąc i pożegnać nie złagodziwszy nieporozumienia, nie zatarłszy złego wrażenia, jakie w jej duszy musiał pozostawić wczorajszy dzień.
Kazał więc Hryniowi odjechać z przed ganku i został.
Kilka tych godzin, które spędził w Uniżu, pomiędzy śniadaniem a obiadem, należały do najboleśniejszych w jego życiu. Jadwiga nasamprzód skryła się w swoim pokoju i nie pokazywała się zupełnie; inni mieszkańcy pałacu, każdy zajęty swą pracą, nie zjawiali się w salonie; siedział więc tam sam jeden wyczekując niecierpliwie zjawienia