Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu dawnemu przyjacielowi, który go na każdym kroku przyćmiewał, na drugi plan spychał Niewyraźnem jakiemś przeczuciem duszy był już teraz prawie pewny, że od tego doskonałego człowieka spotka go jakaś boleść wielka, że on mu odbierze skarb najdroższy. Zaciskał tylko pięści i drżał bezsilnym gniewem, tak, jak drżą dzieci i kobiety...
— Wyście wszyscy nie mężczyzni, wyście tkliwe kobiety — przypomniał sobie słowa Licharowej... Ten jeden tylko prawdziwy mężczyzna — szepnął sam do siebie — i tylko współzawodnictwa tego jednego się boję.
— Jaś, idź do swego numeru, doleciał go z korytarza głos hrabiego Karola — mam coś do pomówienia z Władkiem, czego ty słuchać nie masz potrzeby.
— Przecież i ja jestem nietoperz! — odparł mu zuchwało, należycie podpity Jaś — mam więc prawo być obecnym przy waszych naradach.
— Głupiś! Wracaj do pokoju. Wyłysiałeś już, a nie wiesz, że nietoperz nierówny nietoperzowi... tyś z drobnych nietoperzy.. No idź! Hrabia był zirytowany do tego stopnia, że zapomniał nawet o francuzczyznie, głos mu drżał i lada chwila można było spodziewać się wybuchu, zrozumiał to wreszcie Jaś i nie nalegając więcej zbiegł po schodach na dół; Karol wszedł do pokoju Władysława.
— Władek! — zawołał hrabia porywczo, wpadając do pokoju — Co ty najlepszego robisz? Es tu enragé? Gdzie jedziesz? Poco konie każesz zaprzęgać?
Władysław wstał i przeciągle spoglądając na wchodzącego rzekł: