Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rym, przygarbionym, z włosem przypruszonym siwizną. Zmiany wszakże były większe, niźli się spodziewał; nie zastał nikogo z blizkich, tylko groby. — Osiadł w miasteczku, by tych grobów pilnować. Wówczas to poznałem porucznika; spotkaliśmy się podczas samotnej przechadzki, a że się pokazało, iż przechadzki te miały na celu botanikę, stary ex-żołnierz znał się na roślinach gruntownie, ja zaś zbierałem zioła lekarskie, przeważnie przez lud używane, łatwo więc przyszło do znajomości, a co zatem często idzie, do serdecznego zbliżenia.
Miał jednę słabość porucznik — lubił psy. Nie chował faworyta, bo przy skromnym bardzo funduszu brakło grosza na jego utrzymanie, ale za to, na ulicy z pierwszym lepszym kundysem zawierał znajomość, traktował go chlebem, głaskał, przygarniał, rozmawiał. Zakrawało to trochę na dziwactwo, ale się stary żołnierz tłumaczył dobrodusznie, że właśnie takiemu nieznanemu czworonogowi zawdzięczał życie. Było to jedyne zdarzenie z przeszłości, w opowiadaniu którego wsporninał i o sobie. Historya zresztą bardzo powszednia.
Rzecz się działa w Hiszpanii. Podczas jednej z drobnych utarczek, niewielki oddział karlistów został rozproszony, połowa prawie kolegów porucznika była na placu, on zaś postrzelony w nogę ratował się ucieczką. Noc była już późna, spotkanie bowiem przeciwników odbyło się o zmierzchu. Osłabiony upływem krwi, z wysiłkiem dotarł do zarośli, ale się w nich ukryć nie potrafił; trzech żołnierzy krystynosów widocznie chciało go pojmać żywcem, boć przecie na strzał karabinowy miał ich za sobą. Zbiedzony, napół żywy, dobiegł do chatki w gęstwinie rzuconej, za-