Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dać pomoc tej kobiecie. Tęgi, przystojny agent szedł obok niego bez pośpiechu, przystając co parę kroków, chwiejąc się na obcasach. Uśmiechał się życzliwie pod dobrze utrzymanym wąsem, ziewał dyskretnie. Gdy mu ten »meteque« zbyt począł urągać na cały ustrój i zbyt już wyraźnie kląć, zapytał go w najniewinniejszej myśli — o adres.
— Adres? Dowiedz się pan o adres tamtej rodaczki!
— Tamten jest mi znany.
— Na tej ławie?
— Pozwalam spać na ławie tej żebraczce. Więc co? Chcesz pan, żebym ją poszedł obudzić i żebym ją wygnał z mego dystryktu?
— Nie wiedziałem, że i ten jej nocleg jest dobrodziejstwem!
— Daj-no pan pokój! Niech i ona się prześpi, mój dobrodzieju... A zresztą, czemubyś i pan nie mógł również iść spać. Do siebie — hę?
— Spać? Powinniście zedrzeć frygijską czapkę i tę sobie matkę z trojgiem dzieci śpiącą na ławie pod gołem niebem, w jesienną noc, pośród niezmiernego bogactwa — wziąć za herb!
— E, reformator herbów!
— Po to tyle krwi wylali w rewolucyach, po to ginęli na gilotynach, w wojnach na świecie, w luxemburskim ogrodzie, żeby taka matka była wśród was, potomków?
— Spokojnie, spokojnie, cudzoziemcze! Jeżeli w twej własnej dziedzinie lepiej, czemuż to tutaj przychodzisz?
— Za tę oto matkę — na was kara! Straszna kara! Nie rozradzacie się! Ubywa was rok w rok kilkadziesiąt tysięcy, pasibrzuchy!
— Ostrożnie!
— Dali wam pradziadowie za cenę morza krwi posiew rzeczypospolitej. Dali wam ojcowie jej ziszczenie. Wyście z niej zrobili władztwo bogaczów, państwo dusigroszów, dziedzictwo episyerów. Za te dzieci klęczące, dla których nie macie dachu wśród niezliczonych pałaców najbogatszej rzeczypospolitej — giną wam dzieci!
— Ostrożnie, nauczycielu! Co za nacya cię tu przysłała?