Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

więzień altruizmu. Nie będzie już rysował pod sekretem i od niechcenia, ze szkodą dla studyów medycznych! Nie będzie się »wałęsał«, żeby próżniaczo patrzeć na potwory ludzkiego rozpętania, wzniesione z kamienia, marmuru, granitu, jak to było w Moskwie, kiedy opuszczał prosektoryum dla patrzenia godzinami na dzieło Fioraventi’ego!... Powrót do architektury — było to istne upojenie.
Zamieszkał w uliczce des Beaux-Arts, prowadzącej wprost we wrota akademii. Do tej izby, która mieściła się bardzo wysoko, nikt nie przychodził. Samotność, jak w celi moskiewskiej... Z okna widać było ciemną fasadę Luwru, kopułę akademii i dach szkoły sztuk pięknych. Przejmujący dźwięk zegara nieśmiertelnych — mierzył czas. Wokół były rojne i gwarne uliczki starego Paryża. Nienaski jadał obiady po franku w narożnej tawernie, w gronie istnej hordy artystów. Słuchał rozpraw o Gauguene’ach, Cézanne’ach, Matisse’ach, Picasso’ach, Van-Gogh’ach... W myśl decyzyi powziętej zawierał znajomości tylko z francuzami dla zupełnego opanowania języka i w celu uniknięcia jarzma społecznego ze strony polskiej. Godziny wolne od studyów poświęcał ścisłemu badaniu Notre-Dame, Saint-Severin, Sainte-Chapelle, Saint-Gérmain des Prés — i tak dalej. Po gromadzkiem, stadowem, a nawet tabunowem życiu w Moskwie, ta samotność była jakby nieustającem świętowaniem. Wmawiał też w siebie najzupełniejszą szczęśliwość, choć zarazem czuł, że jest przychodniem, jakoś nad miarę i nad potrzebę cudzoziemcem, niczem, — jakgdyby na wakacyach, czy w kozie... Zatapiał się w Paryż i tonął w tłumach. Zdarzało mu się siedzieć w kawiarni na bulwarach i doświadczać uczucia, że jest kamieniem, wystającym z morza. W tem olbrzymiem rojowisku ludzkiem skrycie, podświadomie tęsknił za ludźmi. Przypatrywał się objawom nędzy, upadku, bólu, łajdactwa, — a nic nie przerabiał, nie przetwarzał, nie szarpał w sztuki i nie budował wielkiej swojej architektury, nowego, wewnętrznego państwa, nowego miasta swej duszy. Było wspaniałe owo próżniactwo ramienia, — lecz zarazem ziewało z za niego jakoweś wstydliwe zdumienie — i nuda. Jakże to? Takiem ma zostać to olbrzymie rumowisko, ta kupa głazów?...