Strona:PL-Rafał Górski-Bez państwa.pdf/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

udział we władzy – zostały rzeczywiście zrealizowane. Ale wbrew pozorom nie wszystkie miały być zrealizowane, a w każdym razie nie w takim sensie, w jakim naiwnie pojmuje się ustrój Stanów Zjednoczonych. O kraju tym mówi się, że jest najpełniejszym w historii ucieleśnieniem idei demokratycznych i najwspanialej działającą demokracją, rzadko wspominając fakt, iż w opinii ojców założycieli USA nie miało być państwem demokratycznym, ale republikańskim. James Madison miał o demokracji bardzo złe zdanie. Uważał, że w łatwy sposób łamie ona prawa jednostki i prowadzi do nieoświeconej tyranii większości. Na łamach „The Federalist” pisał:

Demokracje były zawsze areną zamieszek i sporów. Nie respektowały indywidualnego bezpieczeństwa i praw własności. Ich żywot był generalnie krótki, a śmierć gwałtowna. Politycy, którzy wychwalali teoretyczną wyższość tych systemów, błędnie zakładali, że sprowadzając ludzkość do doskonałej równości politycznej, wprowadzają jednocześnie doskonałą równość własności, opinii i namiętności[1].

Madison uważał, że wyższość republiki polega na ujęciu władzy w „system przedstawicielski”: nie rządzi nią lud, ale jego przedstawiciele. „Wielka różnica między demokracją a republiką polega na oddaniu w tej drugiej władzy w ręce małej grupy obywateli wybranych przez resztę”[2] – twierdził. Republika odznacza się „całkowitym wyłączeniem ludu, w jego kolektywnej formie, z jakiegokolwiek udziału w rządzie [podkreślenie J.S.]”[3]; stąd też brak w USA ogólnokrajowych referendów.

Republikański system przedstawicielski miał w przekonaniu jego twórców jedną wielką zaletę: temperował despotyczne i antyliberalne zapędy większości, jakich, zdaniem

  1. J. Madison, The Same Subject Continued, dz. cyt.
  2. Tamże.
  3. Tenże, The Senate Continued, „The Federalist”, nr 63.