Strona:PL-Rafał Górski-Bez państwa.pdf/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nigdy nie osiągniemy trwałych zmian; czasem wygramy jakąś sprawę, ale pozostaniemy szlachetną opozycją do końca świata.

Wbrew temu, co może się zdawać zwolennikom demokracji bezpośredniej, uczestnictwo w niej nie jest dla większości obywateli oczywiste. Poparcie dla takiego planu będziemy budować stopniowo i z licznymi przeszkodami. Michael Albert zwrócił uwagę, że „większość konsumentów nigdy nie wie, jakie decyzje się rozważa, jakie są alternatywy; nie wie, że można to robić inaczej, niż pozostawiając decyzje w rękach państwowych biurokratów”[1]. W małym mieście łatwiej o jasny i całościowy obraz problemów, które dręczą poszczególne społeczności, i wystarczy tam inicjatywa nawet mało licznej grupy, by ogarnąć całą ludność. Natomiast w dużym mieście sytuacja jest inna, bo trudno niewielkiej liczbie ludzi (nie mamy w Polsce naprawdę masowych ruchów na rzecz zmiany społecznej) mieć jasny, szczegółowy i całościowy obraz wszystkich problemów społecznych. Tak samo byłoby trudno tejże niewielkiej grupie (anarchistów, feministek, ekologów itd.) doprowadzić do inicjatywy społecznej na szerszą skalę. Niemniej jednak, jeśliby jakaś grupa lub, jeszcze lepiej, grupy inicjujące mające taką świadomość zaczęły się organizować, aby ingerować w konkretne problemy rzeczywistości danej dzielnicy, to stopniowo mogłyby ogarnąć całe miasto. W gruncie rzeczy, czyż mały ośrodek nie jest odpowiednikiem dzielnicy w wielkiej aglomeracji? Zatem rozpoczęcie działania w określonej strefie i przechodzenie następnie do dalszych z pewnością pozwoliłoby na stopniowe osiąganie tych samych wyników, do których można dojść w społeczności kilku- lub kilkunastotysięcznego miasteczka. Walka

  1. Zob. M. Albert, Gospodarka partycypacyjna – życie po kapitalizmie, tłum. I. Czyż, s. 135, [książka przygotowywana do druku przez Federację Anarchistyczną – sekcja Poznań].