Paradoks społecznej partycypacji w pracach samorządu lokalnego polega na tym, że znajduje ona zwolenników zarówno wśród tych, którzy chcą jak najmniej ingerencji państwa, a nawet całkiem ją odrzucają, jak i ugrupowań lewicowych, które chciałyby silniejszej ingerencji państwa. Z krytyką demokracji uczestniczącej występują więc zarówno obrońcy monopolu decyzyjnego państwa, jak i zwolennicy społeczeństwa bezpaństwowego. To rzeczywiście może zaskakiwać, a nawet wywoływać poważna niepewność co do prawdziwej natury tej propozycji, którą można interpretować jako pierwszy krok w stronę bezpaństwowej samorządności, ale również jako próbę skorumpowania buntu. Konieczne wydaje się zatem przeanalizowanie najważniejszych argumentów zwolenników i przeciwników demokracji uczestniczącej.
Pierwszy argument osób krytykujących demokrację uczestniczącą dotyczy tego, że partycypacja prowadzi do zaniedbania działań w sferze ekonomicznej, przenosząc walki społeczne z przedsiębiorstw do lokalnych samorządów. Postulowana przez anarchistów demokracja bezpośrednia nie ogranicza się do tego, co nazywamy lokalną polityką:
- ↑ Oświadczenie uczestników Grupy Anarchistycznej im. Durruti’ego z Lyonu. Zob. Demokracja uczestnicząca czy sztuka absorbowania społecznych protestów, w: R. Górski, Demokracja uczestnicząca w samorządzie lokalnym, Poznań–Kraków 2003, s. 46–47.