Kolejnym problemem, podnoszonym zarówno przez ruchy alterglobalistyczne, jak i środowiska akademickie, jest załamanie się tzw. porządku westfalskiego w polityce światowej, kryzys liberalno-demokratycznej wizji społeczeństwa oraz triumf neoliberalizmu, przejawiający się przede wszystkim w przygniatającej przewadze, jaką zyskały globalne korporacje nad zwykłymi ludźmi[1]. To neoliberalne przemieszczenie władzy jest oczywiście związane bardzo ściśle z przesunięciem treści w obrębie pojęcia obywatelstwa. Z Obywatela, definiowanego poprzez uczestnictwo we wspólnocie politycznej, w stronę Obywatela-Konsumenta[2], definiowanego poprzez udział w systemie neoliberalnej gospodarki. Catherine Needham zwraca uwagę na kilka cech, które odróżniają Obywatela-Konsumenta od Obywatela w klasycznym sensie, dwie z nich wydają mi się kluczowe: zindywidualizowana, egoistyczna relacja z Systemem (jak na razie nie chciałbym owego „Systemu” definiować) – relacja biorca–dawca, relacja kliencka, a nie partnerska, oraz „interesowna” lojalność. Zamiana Obywatela w Obywatela-Konsumenta wydaje się kolejną „sztuczką” neoliberalnego Systemu, który rozbijając wszelkie inne (poza relacją odbiorca dóbr–dawca dóbr) związki międzyludzkie, umniejsza nas jako istoty ludzkie, jako Osoby. Jeśli w klasycznej filozofii, a szczególnie w filozofii chrześcijańskiej, wciąż podkreślane jest bogactwo i wielowymiarowość Osoby ludzkiej, to model Obywatela-Konsumenta redukuje człowieka do jego ust, przewodu pokarmowego i odbytu (lub innych analogicznych sekwencji), uzupełnionych jedynie o kartę kredytową.
Jednakże, jak widzieliśmy, śledząc genezę idei obywatelskiej, taki koniec był w nią wpisany. Moja podejrzliwość wobec Obywatela bierze się więc stąd, że Obywatel, jako abstrakcyjny, oderwany