Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyglądać się chustkom, które zdały mu się tak piękne, muślinowi który okazał się tak delikatnym, sposób ofiary był tak uprzejmy i serdeczny, miał tak blizką sposobność odwzajemnienia się nam sprzedażą przedmiotów które pozostały w jego rękach, iż dał się przekonać. Ruszamy w drogę, pędząc ile tchu dorożkarskiego konia ku mieszkaniu tej którą kochałem i dla której była przeznaczona kolja, naramienniki i pierścionki. Podarek usposobił moją panią jak najlepiej. Przyjęła mnie uroczo. Zaczęło się przymierzanie kolji i naramienników; pierścionek zdawał się robiony na miarę paluszka. Siedliśmy do wieczerzy, która, jak możesz sobie wyobrazić, odbyła się wesoło.
KUBUŚ. — I spędził pan noc u niej?...
PAN. — Nie.
KUBUŚ. — Zatem kawaler...?
PAN. — Tak sądzę.
KUBUŚ. — Przy życzliwości jaka pana zewsząd otaczała, pańskie pięćdziesiąt ludwików nie musiały trwać długo.
PAN. — Nie. Po upływie tygodnia, udaliśmy się do pana Le Brun zobaczyć co nam przyniosła reszta fantów.
KUBUŚ. — Nic, albo bardzo mało. Le Brun był strapiony, miotał się na Mervala i dygającą damę, nazywał ich łajdakami, bezecnikami, oszustami, poprzysiągł iż odtąd nic z nimi nie chce mieć do czynienia i wręczył panu siedmset do ośmiuset franków.
PAN. — Koło tego: ośmset siedmdziesiąt.
KUBUŚ. — Zatem, jeżeli umiem trochę rachować, ośmset siedmdziesiąt franków pana Le Brun, pięć-