Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

domowników nie jeden raz wprawiały mnie w niecierpliwość.
PAN. — I mnie także.
A ty, czytelniku, powiedz bez obłudy; widzisz bowiem że weszliśmy na piękną drogę szczerości; czy chcesz abyśmy porzucili tutaj naszą wykwintną i hojnie szafującą słowami gospodynią, i powrócili do miłostek Kubusia? Dla mnie to istna fraszka. Nasz gaduła Kubuś z największą ochotą gotów jest objąć znów swą rolę, i, skoro gosposia powróci na górę, zamknąć jej poprostu drzwi przed nosem; ot, powie jej przez dziurkę od klucza: „Dobranoc pani, pan śpi, ja się kładę; dokończy pani, gdy będziemy przejeżdżać z powrotem.“

„Pierwsza przysięga jaką uczyniły sobie istoty z krwi i ciała, padła u stóp skały rozsypującej się w proch; na świadka własnej stałości wezwali niebo, które ani przez chwilę nie jest jednakowe; wszystko mijało w nich i koło nich, a oni mniemali, iż serca ich wolne są od tej skazy. O dzieci! wieczne dzieci!...“[1] Nie wiem komu przynależy autorstwo tych dumań, Kubusiowi, jego panu czy mnie; to pewna że jednemu z nas trojga; a poprzedziło je i nastąpiło po nich wiele innych, któreby nas doprowadziły, Kubusia, pana i mnie, aż do wieczerzy, aż do po-wieczerzy, aż do powrotu gospodyni, gdyby Kubuś nie rzekł wreszcie: „Ot, panie, wszystkie te wielkie sentencje, które pan tu przypinasz niby kwiatek do kożucha, nie warte są starej gadki bajarzy z mojej wioski.

PAN. — Cóż to za gadka?

  1. Diderot cytuje tu samego siebie. (Przyczynek do podróży Bougainville’a.)