Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wagami, niż dobrego usługą. Gdybym miał pieniądze, rzuciłbym je wam w twarz; ale nie mam. Córka obróci się Bóg wie w co; chłopak da się zabić, skoro tak padło; ja pójdę z torbami żebrać, ale z pewnością nie pod waszym progiem. Nie chcę, nie chcę nic więcej zawdzięczać człowiekowi tak niegodziwemu jak ty. Zgarnij co rychlej pieniądze za moje woły, konie i narzędzia: niech ci idą na zdrowie. Taki jak ty z każdego musi zrobić niewdzięcznika, a ja nim nie chcę być. Zostańcie z Bogiem.
GOSPODARZ. — Żono, patrz: odchodzi, zatrzymaj-że go.
GOSPODYNI. — Czekajcież, kumie, pomyślmyż o tem jakby wam dopomódz.
KUM. — Nie chcę jego pomocy, za drogo mnie kosztuje...
Gospodarz powtarzał po cichu do żony: „Nie puszczaj-że go. Córka do Paryża! Chłopak do wojska! On sam na żebry! Nie mógłbym patrzeć na to!“
Tymczasem żona dokładała bezużytecznych wysiłków: wieśniak, który miał ambicję, nie chciał nic przyjąć i ani dał przystąpić do siebie. Gospodarz, ze łzami w oczach, zwracał się do Kubusia i jego pana i mówił: „Panowie, spróbujcie go zmiękczyć...“ Kubuś i pan wtrącili swoje trzy grosze; wszyscy wraz zaczęli zaklinać kmiotka. Jeśli kiedy widziałem... — Jeśli pan kiedy widziałeś! Ależ pana tam nie było. Mów pan: jeśli kto kiedy widział... — Więc dobrze. Jeśli kto kiedy widział człowieka zawstydzonego odmową, niespokojnego czy raczą