Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nieborakiem; ale gospodyni, kładąc palec na ustach, dała im znak milczenia.
GOSPODARZ. — Wynoś się stąd.
KUM. — Kumie, wszystko co mówisz jest prawdą; prawdą jest także, że w tej chwili komornicy są w moim domu, i że za chwilę znajdę się z córką i synem o torbie żebraczej.
GOSPODARZ. — Nie wart jesteś lepszego losu. Pocóżeś przyszedł tutaj dziś rano. Przerywam butelkowanie, wychodzę z piwnicy i już cię nie zastaję. Ruszaj stąd, powiadam.
KUM. — Kumie, przyszedłem; zląkłem się przyjęcia jakie mnie zwykle spotyka od ciebie; wróciłem oto, i znów odchodzę.
GOSPODARZ. — I dobrze czynisz.
KUM. — Och, moja biedna Małgosia, tak ładna i uczciwa, musi iść tedy na służbę do Paryża!
GOSPODARZ. — Na służbę do Paryża! Chcesz zgubić dziewczynę?
KUM. — Nie ja chcę tego: ale ów twardy człowiek do którego mówię.
GOSPODARZ. — Ja, twardy człowiek! Nie jestem twardy i nigdy nie byłem; wiesz to dobrze.
KUM. — Nie mam z czego wyżywić córki ani syna; córka pójdzie w służbę, chłopak zaciągnie się do wojska.
GOSPODARZ. — I to ja mam być przyczyną tego! Ani mowy. Jesteś człowiek bez serca; do śmierci będziesz się znęcał nademną. Gadajże, co ci trzeba.
KUM. — Nic mi nie trzeba. Dość mi już tej rozpaczy iż jestem waszym dłużnikiem, i nie chcę nim być póki życia. Więcej złego czynicie znie-