Strona:Płomienie (Zbierzchowski).djvu/78

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    PRZECZUCIE.


     
    Złocą się liście drzew,
    Tknięte ręką jesieni.
    Zieleń się zmienia w krew
    Las się cały rumieni.

    Opada rdzawy liść,
    Coś ginie i coś kona,
    Trzeba mi wkrótce iść,
    Gdzie zorza tli czerwona.

    Coś mię przyzywa tam,
    Jakieś tajemne sprawy.
    U złotych nieba bram
    Archanioł stanął krwawy.

    Jakiś smutek i żal,
    Trudno go tak odegnać.
    Wola mię krwawa dal...
    Trzeba się z wami żegnać.
     
    W przydrożny pada kurz
    Kwiat marzeń i uniesień.