Strona:Płomienie (Zbierzchowski).djvu/65

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Cudną jest młodość, męstwo i zuchwałość,
    Więc rosną serca w tych, co przyszli żegnać.

    Świst, zgrzyt łańcuchów, okrzyki bez końca.
    Z maszyny dymu unosi się chmura.
    Jeszcze ostatnie, pożegnalne: Hurra!!
    I pociąg rusza w złotą kąpiel słońca.
     
    Dzień skonał, noc się rozpostarła mglista,
    A pociąg pędzi wciąż jak widmo burzy.
    Dokąd? jak długo? jaki cel podróży?
    O tem wie tylko jeden maszynista.

    Mijają długie, leniwe godziny.
    Czas się przesuwa nigdy niepowrotny.
    On nieruchomy, milczący, samotny,
    Stoi jak posąg przy korbie maszyny.
     
    Lecz gdy z ogniska iskierki wylecą,
    I na sylwecie jego blask swój skupią,
    Widać twarz białą, straszną, kościotrupią,
    I oczodoły, które próchnem świecą.
     
    Zna on wszelaką losów ostateczność,
    Wie, że ta podróż jest życia pogrzebem,
    I że pod czarnem i bezgwiezdnem niebem
    Pociąg jak widmo leci w ciemną wieczność!!