Strona:Płomienie (Zbierzchowski).djvu/43

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    NA URLOPIE.


    Po roku urlop, rzecz to nie powszednia.
    Jakżesz się na to cieszy każdy żołnierz!
    Wyprał z krwi mundur, ubrał czysty kołnierz
    I prosto z rowów przyjechał do Wiednia.
     
    W wyborze miasta miał nie jedną racyę.
    Życie i wykwint skupia się w stolicach.
    Więc przez dni pierwsze chodził po ulicach,
    Wciąż przeżywając ogromne senzacye.

    Wszystko nowością było — więc jak nurek
    Nurzał się w zbytków sferze idylicznej.
    Cieszył go teatr, tramwaj elektryczny,
    A nawet w pewnej ubikacyi sznurek.
     
    Rajem się zdała kawiarnia spokojna,
    Gdzie piękne damy kwitnęły jak kwiaty,
    I gdzie wieczorne tylko »extrablaty«
    Przypominały, że na świecie wojna.
     
    W tym wieku, gdy się serce ma jak krater,
    Człowiek jest skłonny do każdego czynu.