Strona:Płomienie (Zbierzchowski).djvu/18

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    PAN PIŁSUDSKI.


     
    Z Matejkowskiego niby zszedłeś płótna
    I patrzysz na nas swą marsową twarzą.
    A w oczach Twoich, co o Polsce marzą
    Walczy z powagą jakaś dobroć smutna.
     
    Do Twej postaci przystawałby kord,
    Kontusz, karmazyn i lity pas słucki.
    Lecz szarą kurtkę nosi pan Piłsudski
    Wódz Legionistów — postrach russkich hord.

    Przez długie lata wytężałeś słuch,
    Marząc proroctwo dawne Wernyhory,
    Że burzą polskie rozjęczą się bory
    I z prochów świętych wstanie Mściciel-Duch.
     
    Wiele w narodzie naszym było win
    I sen z martwicą dokoła się szerzył.
    Tyś jeden czekał cierpliwie i wierzył,
    Że przyjdzie chwila na orężny czyn.
     
    Rdzewiał po ścianach dziadów naszych kord,
    Nad karkiem wnuków wisiał knut nieludzki.