Strona:Płomienie (Zbierzchowski).djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jeno szum naszych łąk...
Na zgon — na kres.
 
Nie było łez
Załamań rąk,
Ni kościelnego kiru
Po dniu mozołów...
Jeno jak łaska Boża
Zakwitła w łunach zorza,
Jeno pokłonił się w pas
Odwieczny stary las,
Jeno na znak zaklęcia
Pośród szumiącej łąki
Na jeden moment krótki
Siostrzyczki — niezabudki
Braciszki — polne dzwonki,
Chcąc swój okazać żal,
Padły sobie w objęcia.
A wśród bladego szafiru,
Gdzie opalowa dal,
Płakały chóry aniołów.
 
Śpij! śpij! polski ułanie,
Ojczyzny wierny synu,
Słuchaj, jak wicher łka.
Piękności twego czynu
Nie zgryzie czasu rdza,
Nie zatrze piętno lat,
Ale w sercach zostanie
Jak bajka, jak cudna wieść