Strona:Oscar Wilde - Duch z Kenterwilu.pdf/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
93

tać wszakże należy, że w sonecie 110-ym i 111-ym Szekspir wykazuje nam, że i jego znużył sztuczny świat marjonetek, i wstyd go zdejmuje na myśl, że był „błaznem dla tłumów“.
Szczególną goryczą zaprawiony jest sonet 111-y:

„Za mnie ty gniewnie sarkasz na Fortunę,
Winowajczynię moich czynów zdrożnych,
że nie umiała lepiej mną kierować,
Niż na widownię pchając mnie dla tłumu;
Stąd idzie plama, co me imię kala,
I stąd natura moja się nagięła
Do wszystkich fałszów, co ją wypaczyły;
Żal się mej męce, chciej, bym się odrodził.

W innych również sonetach liczne są przejawy tych samych uczuć w wyrażeniach, dobrze znanych poważnym badaczom Szekspira.
Niepokoił mnie szczególnie przy czytaniu sonetów punkt jeden, i wiele dni minęło, zanim wpadłem na właściwe jego znaczenie, którego widocznie niedopatrzył się Cyryl Graham. Nie mogłem pojąć, czem się to dziać mogło, że Szekspir tak wielką przykładał wagę do żeniaczki młodego swojego przyjaciela. On sam ożenił się młodo z wynikiem bardzo nieszczęśliwym, trudno więc było zrozumieć, dlaczego miałby pchać Willie Hughesa do popełnienia tego samego błędu. Młodociany odtwórca Rozalindy nie mógł nic zyskać na małżeństwie i zaznaniu namiętności rzeczywistego życia. Wcześniejsze sonety z ich dziwnem naleganiem na płodzenie dzieci dźwięczały dla mnie drażniąco-fałszywą nutą. Zrozumienie tej zagadki olśniło mnie nagle. Znala-