Strona:Oscar Wilde - De profundis.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nieść kary, wymierzonej trojgu dzieciom, o których piszę.
Widziałem je po raz ostatni w najbliższy wtorek po ich uwięzieniu. O wpół do 12-ej byłem na przechadzce wraz z kilkunastoma innymi więźniami, kiedy nagle spostrzegłem tę małą trójkę, wracającą, w towarzystwie dozorcy, z wilgotnego, ponurego podwórka, raczej składu kamieni, na które wyprowadzono je na spacer.
Wyraz głębokiego współczucia i litości zajaśniał na widok dzieci w oczach wszystkich moich towarzyszy. Wogóle, wszyscy więźniowie są nadzwyczaj dobrzy wzajem dla siebie i życzliwi.
Cierpienie i wspólność cierpienia czynią ludzi dobrymi; codziennie też, chodząc po podwórzu, doznawałem radosnego i kojącego uczucia, które Carlyle nazywa „milczącym rytmicznym czarem ludzkiego obcowania“. Co do tego, jak zresztą i co do wielu innych rzeczy, mylą się filantropi: nie ludzie zamknięci w więzieniach winni być przedmiotem reform, ale same więzienia.
Rozumie się, naturalnie, że dziecko, poniżej lat czternastu, nie powinno być wogóle zamykane w więzieniu. Jest to stanowczo głupota i, jak większość niedorzeczności, prowa-