Strona:Oscar Wilde - De profundis.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

re matką mi jest niemniej niż ziemia. Wydaje mi się, że my wszyscy zadużo patrzymy na naturę, a zamało z nią obcujemy. Stosunek Greków do przyrody świadczy podług mnie o ich zdrowym rozsądku. Nigdy nie rozwodzili się oni nad pięknem zachodów, ani też dyskutowali nad tem, czy cienie na trawie są istotnie koloru liljowego, czy nie; wiedzieli natomiast, że morze jest dla pływających po niem, a piasek dla stóp ludzi biegających. Lubili drzewa za cień, jaki rzucają, a las za jego ciszę w porze południowej. Winiarz w winnicy oplatał włosy liśćmi bluszczu, aby osłonić głowę przed promieniami słońca, kiedy pochylał się nad młodemi pędami; zaś artystę i atletę, dwa typy, dane nam przez Grecję, przystrajano w wieńce z liści gorzkiego lauru i dzikiej pietruszki, które, gdyby nie to, nie mogłyby przydać się ludziom na nic.
Nazywamy epokę naszą wiekiem utylitaryzmu, a nie znamy użytku ani jednej rzeczy. Zapomnieliśmy, że woda może oczyszczać, ogień odkażać, i że ziemia jest nam wszystkim matką. Wynikiem tego jest, że sztuka nasza jest księżycowa i igra z cieniami, gdy sztuka grecka była słoneczna i miała do czynienia bezpośrednio z przedmiotami.
Pewien jestem, że potęgi żywiołowe ma-