Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/050

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciowej natury. Zdrowsze i droższe mieszkanie było zapewne nad jej możność, lecz zarazem pozbawiłoby ją ulubionego obicia z polnemi kwiatkami i tych radosnych, a wdzięcznych podziękowań dziecięcych, które, na ulicach miasta, pod stopy jej okryte obłoconemi kaloszami, padały jak perły...
Chciałam mówić z nią o cierpieniu jej, coś jej doradzać, lecz szybko zmieniając przedmiot rozmowy, mówić zaczęła o rozmaitych powieściopisarzach, poetach, filozofach, jako też o różnych »kwestyach i ideach«. Napełniająca pokoik jej szara godzina, zdawała się roić imionami, datami, cytatami, które gradem z ust jej się sypały. Na niskim taborecie, przed palącym się w piecu ogniem, siedząc z patetycznie rozwartemi ramionami, deklamowała wyjątek z poematu jakiegoś, — deklamacyą swą przerywając dmuchaniem w stojący na ziemi samowar. Że zaś w poemacie owym znajdowała się wzmianka o Napoleonie I, skończywszy deklamować, mówiła coś o strategii wojennej... Uczoną rozmowę tę ośmieliłam się przerwać zapytaniem: ile mieć może dochodu za udzielane przez się lekcye? Zmarkotniała i milczała przez chwilę. Bardzo nie lubiła, gdy ją o nią samę zapytywano; podejrzywała w tem zawsze jakieś ironiczne inten-