Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dałem ci, pomnę, z dziesięć dobrych razów po grzbiecie.
Pani burmistrzowa zaczerwieniła się cała i zawołała:
— Ale skądże u licha twoja młodość wróciła?
— Posłuchajcie tylko — rzekł Słomka, siadając.
Wszyscy zgromadzili się koło niego, a on jął im opowiadać obszernie całą swoją historyę, zakląwszy ich wprzódy na tajemnicę Trójcy Ś-tej, żeby o tem więcej nikomu nie wspominali. Powiedział im, jak się z mistrzem ułożył, jak usnął, jak wstał młodym, ile za to zapłacił; potem jął czarnoksiężnika pod niebiosa wynosić, zachwalać jego osobliwą naukę i zręczność. Zdumiewali się przytomni i w głowy zachodzili. Niektórzy, mając go jeszcze za impostora, zadawali mu różne pytania, lecz wkrótce przekonali się, że był w istocie nie kim innym, tylko burmistrzem in persona, odmłodzonym cudowną sprawą mistrza.
Zaraz nazajutrz gruchnęła wieść po miasteczku i okolicy o odmłodzeniu cudownem pana Słomki; mianowicie zaś między starymi wielkiego narobiła hałasu.
Gadano o tem z dodatkami, po wsiach, po zamkach, po dworach i miasteczkach, tłumy