Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/021

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

westchnieniem uderzył się w głowę i smutny wyszedł na ganek.
— Oznajmijcie pani tam o mnie! — rzekł do starej.
Magda poszła, kiwając głową i nie pojmując, co się stało szlachcicowi, że go dobra nowina tak mało cieszyła.
— Osobliwsza rzecz — myślała — cóż to w tem jest za tajemnica! Czegoż to on tak smutny? A co się miał weselić i Bogu dziękować, to się jeszcze krzywił, gdym mu o synu oznajmiła. Coś to jest w tem!
Tak mrucząc, weszła do bokówki, której drzwi okna zabite były matami.
Szlachcic tymczasem zdjął sakwy podróżne z siwego i oddał go parobkowi, który do nóg mu się kłaniając, syna i szczęśliwego powrotu winszował. Smutny Twardowski nic nie odpowiedział.
Tymczasem stara Magda weszła i przysiadła u łóżka pani Hanny.
— Z dobrą przyszłam nowiną — rzekła — mówił mi parobek z Olszowa, że naszego pana widział!
— Gdzie? — zawołała porywając się Hanna — gdzie?
— O! o! tylko się tak nie radujcie, żeby to wam nie szkodziło, bądźcie spokojni. Parobek widział go wczoraj na drodze wracającego.