Strona:Opętana przez djabła.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tlomacz mi powód. Wielu potępionych danem mi było nawracać, a tylko ty jedna milczysz, zamiast bluźnić i przeklinać. Przeklinaj — wolę to, niż milczenie. Wiem, że daremne były modły, błagania, wzywania, woda święcona, kościół, relikwie... Wiem, że demon nie opuścił cię, albowiem nie pragnęłaś, by cię opuścił, jesteś piękną, a jednocześnie odrażającą; jesteś bogatą i dostojną, a jednocześnie gorszą od dziewek ulicznych; jesteś dobrą i uczciwą a stajesz się oto hańbą rodzaju niewieściego... Czemże ci płaci za wszystko twój pan przeklęty? Jakież bezecne szczęście daje ci on jako nagrodę za to wszystko, coś mu ofiarowała?
Chcesz wiedzieć? Nie wierz, że w tym momencie żywie we mnie ten, kogo nazywasz złym duchem! On cierpiał męki od tych klątw i relikwij świętych i odłączył się ode mnie. Ale ja wiem, że on wróci, i wiem, że gdy mnie spalicie na stosie, połączę się z nim nazawsze.
— To okropne! — zawołał żegnając się, dominikanin.
— Słuchaj, — ciągnęła nawiedzona, — wiesz, że byłam z dobrego rodu, bogatą, piękną. Miałam wielu wielbicieli, wielu konkurentów; stawali pod mym balkonem, zachodzili mi drogę, ale ja odrzucałam wszystkich. Dusza moja tęskniła do jakiejś istoty niezwykłej, nieznanej, wyższej... Jedna z mych siostrzenic włożyła strój karmelitanki, a wtedy odwiedzać ją poczęłam w celi klasztornej. Z zapałem mówiła o Chrystusie, o swoich z nim zaślubinach,

7