Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

RUINA



Błyszczał i szumiał, jak na wiosnę rzeka,
Urodę życia pił ze złotej czary,
A dziś została ruina człowieka,
Echo, wspomnienie, cień smutny i szary.

Ten druh niedawny druhem ci nie będzie,
Bo w sercu jego płonie żałość dzika,
Co poza sobą poszukuje wszędzie
Sprawcę swej doli i nieszczęść wspólnika.

I choć nie grałeś w tym upadku roli,
Ciążą na tobie niespłacone spłaty
I na twą duszę pada mimowoli
Cień tej bolesnej, życiowej zatraty.

Cóż, że w rozmowie, co się błaho toczy,
Nie brak mi serca gorętszych uderzeń —
Czule ze sobą mówią tylko oczy,
Bo wiem już wszystko i nie trzeba zwierzeń.

Wiem, że już jesteś swoim własnym cieniem,
Który z rozpaczą pyta się: co dalej?
Wiem, że jedynem dla cię wybawieniem
Byłaby kulka toczona ze stali.

Wiem, że cię troska ściga jak pies gończy,
Że wszystkie żary duszy czas spopielił —
Dlaczego człowiek tak smutno się kończy,
Jeśli swych skarbów mądrze nie rozdzielił?