Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

TROCHĘ UŚMIIECHU



Trochę uśmiechu jest dziś w mojej duszy
I tym uśmiechem chciałbym się podzielić.
Jakiś dźwięk czysty wpadł do serca głuszy
I dźwięk ten chciałbym swem sercem powielić.

Od rana wziąłem to wszystko na własność
Co mówi do nas mową tajnych znaków:
Słońce na szybach, niebios dziwną jasność
I pod oknami wesoły śpiew ptaków.

Spłynęło na mnie coś z rannych obłoków
I coś z tających w mym ogrodzie śniegów.
I drzewa rzekły mi krążeniem soków,
Że zima wkrótce odpłynie od brzegów.

Przeto wsadziłem do jej białej łódki
Wszystko co męczy i wszystko co boli:
Troski, zmartwienia, zgryzoty i smutki
I blade dzieci mojej melancholji.

I brzydkie karły tych nieporozumień,
Których obecność chwilę szczęścia ziębi.
Niech kram ten cały porwie rączy strumień
I niech zatopi go w najgłębszej głębi.

A gdy przepadnie wszystko co uśmierca,
Pojmiemy droga, jak piękne jest życie
I znów spotkają się nasze dwa serca,
Jak dwie jaskółki w przeczystym błękicie.