Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

LOTNICY



Sztylet przy boku, srebrny ptak na piersi,
Oczy upite bezkresem przestrzeni —
Lotnicy! serca druhowie najszczersi,
Bo spójnią serca ze mną połączeni,
Jakże was kocham...

Na szarej ziemi jednakie my ptactwo,
Jednaki los nasz i jednakie życie
I takie same gorze w nas junactwo,
Aby rozstrzępić na złociste nicie
Swą krótką istność.

Aby przed nocą, która na nas czyha,
Aby przed bliskim drogi naszem końcem
Do dna wychylić słodką treść kielicha,
Który po brzegi napełniony słońcem
Radości życia.

Przeto, gdy lotnik płynie błękitami,
Nie czuję lęku nieznośnej katuszy
Jak długo motor jeszcze w uszach gra mi —
Bowiem to jedno zrozumiałem w duszy:
Cisza jest śmiercią!