Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

MOJE SPICHRZE



Kiedy zaduma jesiennych wieczorów
Na wszystkiem kładzie swe światło najcichsze,
Lubię oglądać moje pełne spichrze,
Owoc całego życia prac i zbiorów.

W bladym półmroku, w którym spichlerz tome,
Złoci się licznie wyłuskane ziarno.
Hej! naorałem się swą ziemię czarną
I nakrwawiłem o chwasty swe dłonie.
 
Takie ogromne jest moje bogactwo,
Że żadnej straży ni kluczy nie ścierpię —
Niech każdy wejdzie i z mych skarbów czerpie:
Ubogi człowiek i zgłodniałe ptactwo.

Nigdym nie stawiał dla ptasiego ludu
Strachów na wróble wzorem moich braci —
Ten, które daje, znowu się bogaci
Nadzieją męki i nowego trudu.

W jesienny wieczór, gdy na bladem niebie
Cichą zadumę rozepną anioły,
Przyjdź bracie śmiało do mojej stodoły,
Wystarczy ziarna dla mnie i dla ciebie.