Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   102   —

nie chciała, którą mu u kolebki nuciła niańka!...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


Edynburg stary i nowy, to dwa zupełnie odrębne światy. Przechodzisz most koło stacyi Waverley, i jesteś w średnich wiekach, wracasz przez Mound, tuż przy Galeryi Narodowej, i jesteś wśród XIX stulecia. Co więcej, kiedy znużony gwarem ulicznym staniesz obok pomnika Waltera Scotta, to poza tobą rozlega się hałas Paryża, a przed tobą spokój odwiecznych dzielnic Norymbergi. Te dwie epoki zespolone tu w jednem miejscu, te dwa światy postawione tu sobie do oczu, to jedna z największych osobliwości stolicy Szkocyi, osobliwości, jakich darmobyś szukał gdzieindziej. A choć i gdzieindziej, obok domów mchem zamarłych czasów pokrytych, masz kamienice wspaniałe w najnowszym stylu, nigdzie przecież nie masz, pod nazwą jednego i tego samego miasta, dwóch, całemi stuleciami oddzielonych od siebie, a przestrzenią kilkuset kroków połączonych z sobą grodów. Tu w Edynburgu masz to właśnie, masz szalony wir paryzkich Champs-Elisés na Princes-street, i spokój śmierci wyludnionych podczas wojny średniowiecznych osad, na Canongate i High-street, masz zbytek Berlina i Wiednia i prostotę starych przedmieść Krakowa. I gdyby nie jedni i ci sami ludzie, którzy się tu i owdzie snują, gdyby nie jedne