Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/624

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   620   —

W mej głowie ani było dziś
Bladawe twe oblicze —
A idźże z panem Bogiem precz!
Szczęśliwej drogi życzę.

Tam naprzeciwko w domku tym
Dziewczątko mieszka boże,
Jam gotów czekać całą noc,
Aż je zobaczę może.
(Erazm Krzyszkowski).


7. Rzemiosło ojca i moje.

Pragnąłeś, dobry ojcze,
I byłeś zawsze za tem,
Bym, jak ty, był rzeźnikiem....

Syn został literatem.
Ty pałką biłeś woły,
Ja piórem gromię ludzi,
To zresztą wszystko jedno,
Bo nazwa tylko łudzi.
(Erazm Krzyszkowski).


8. Janosz Witeź.
Młody juhas Janosz kocha gorąco piękną sierotkę Iluszkę, prześladowaną od zlej macochy; zajęty pocieszaniem niebogi, nie spostrzega, jak połowa stada, powierzonego jego pieczy, gdzieś się zapodziewa. Unikając gniewu gazdy, żegna się z Iluszką i rusza naoślep w świat szukać chleba i szczęścia. W pierwszej chwili uniesienia przystaje do rozbójników, którzy obiecują mu bogactwa; opamiętawszy się jednak, zabija pijanych opryszków, pogardza ich zlotem, z krzywdą ludzką zdobytem, i zaciąga się do pułku huzarów węgierskich, którzy udają się w dalekie kraje w góry i morza, żeby nieść pomoc królowi Franków w walce z bisurmanami. Dzielny hufiec pośpiesza dalej.

Z Włoch snadno do Polski przybyli szerokiej,
A z Polski w kraj Indów, nad Ganges głęboki;
Do Franków krainy kęs drogi już mały,
Lecz pochód skaliste wstrzymują zawały.
Gdzie pomkniesz tam okiem, wciąż wzgórza i wzgórza
Szeregiem się piętrzą, jak groźne przedmurza;
Im bliżej od granic, tem wyżej w obłoki
W chmur kłęby spowite sięgają opoki.
Strudzone Madjary, skwar srodze ich nuży;
Zrzucili dolmany: nie wytrwać im dłużéj.
Tuż słonko nad niemi, kto przed niem uciecze?
Godzina mu drogi, więc piecze a piecze.
Jedyną im strawą powietrze z pod nieba,
Tak ciężkie i twarde, że stanie miast chleba;
W słonecznym upale spragnieni ochłody
W garść chmurę ściskają: trysnęły z niej wody.
Do góry olbrzymiej dotarli już szczytu,
W noc tylko iść mogą od zmierzchu do świtu;
Wciąż nowe im stają zapory wśród jazdy,
Bieguny w pochodzie trącają o gwiazdy.
Wśród gwiazd tych promiennych, gdy jadą w noc ciemną,
Tak Janosz w swej myśli rozmawia tajemno:
„Gdy gwiazda od nieba oderwie się złota,
Wszak kres się zakończy ludzkiego żywota.
Bezbożna macocho! toż szczęście dla ciebie,
Że nie wiem, gdzie czyja tkwi gwiazda na niebie;