Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/614

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   610   —

Że nawet, orzeł sam poruszyć się z miejsca nie ważył.
Jeden tylko nietoperz porówno z szarą się sową
Z obrzydliwych swych kątów pomału wyleść ośmielił.
Oba pytają skwapliwie, cóż tak strasznego się stało?
Otóż pan jakiś pysznie ubrany — aż wstyd o tem mówić
Pomyśl tylko, jeden z najwyższych panów się objadł
I do tego winem się cudzem tęgo spoiwszy,
Teraz po posadzce się wala i klnie co nie miara.
On to djabłów i czartowską całą rodzinę,
Bluźniąc Bogu, w tak straszny sposób wołał do siebie,
Że się całe piekło od tego wrzasku przelękło
I swe bezdenności i straszne otchłanie otwarło.
Wiemy-ć my wszyscy, jak to panowie kląć tam umieją.
Aleć, niestety, i chłop niejeden się tego nauczył.
„Cóż-to się tobie stało, biedaku“ — nietoperz się pyta,
I litując się nad tym panem, odważył się spytać:
„Czyś może zapadł na kolki, zbyt wiele zjadłszy kawioru,
„Albo może pieczenie z żołądka ci chcą się wydobyć?
„Boć i twej ciotki mąż przed dwoma się laty tak objadł
„Razem z twymi współbraćmi, że wielkie stąd mieli cierpienia,
„Aż się wreszcie rozpękli i straszną śmiercią pomarli“.
Otóż nasz grubo-brzuchy gdy taką nowinę usłyszał,
Jeszcze bardziej się nadął i kląć chyba straszniej rozpoczął,
Przytem włosy garściami z czupryny sobie wydzierał,
Potem brody sobie połowę dobrą wyszarpał
I krzywemi paznogćmi twarz sobie strasznie podrapał.
Ale tego nie dosyć, on wszystkie zgarnąwszy pieniądze,
Kopiąc wkoło nogami, stół z potrawami wywrócił,
Tak że się psy ze wszystkich kątów zbiegać zaczęły
I potrawy pańskie, co tylko znalazły, pożarły.
Lecz tego jeszcze nie dosyć, ów pan, nóż wielki porwawszy,
Gardło sobie nawskroś swą własną ręką poderżnął.
Tu się nietoperza serce tak strasznie przelękło,
Że już nawet skrzydeł skórzanych podnieść nie zdołał.
Ale i sówsko ladaco aż na śmierć nieledwie się zlękło
I do swej kryjówki coprędzej napowrót czmychnęło.
............
Wam zaś cześć, kiedy kołowrotek kręcąc pośpiesznie,
Naprzód pakuły, a potem nić ciągniecie z kądzieli.
Cześć wam, kiedy krosna do wiosny samej nie spoczną
I czółenko razem z igiełką tańcząc, chroboce.
Cześć wam, kiedy już tkaniny wasze skończone,
Na kwiecistych łąkach jak śnieg wiosenny się świecą.
Ale się nie leńcie i nadal żwawo się krzątać;
Ot, w ogrodzie już czekają was nowe roboty —
Więc na stronę te kołowrotka odłóżcie mozoły,
Także krosna na dalszą potrzebę w kącie ustawcie
Za to teraz bierzcie do ręki łopaty i rydle.