Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/597

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   593   —
VII. Mikołaj Gogol.
Rewizor (komedya).
Rzecz dzieje się w zapadłem miasteczku prowincyonalnem. Horodniczy (burmistrz), otrzymawszy od swego przyjaciela z Petersburga list z przestrogą, żeby lada chwila oczekiwał rewizora ze stolicy, który udaje się na wizytacyę incognito, komunikuje poufnie tę wiadomość wszystkim, umyślnie w tym celu zwołanym dygnitarzom miejskim. Gdy zaniepokojeni nowiną radzą, jak zatrzeć swoje »grzeszki«, dwaj dostojni obywatele — Dobczyński i Bobczyński — oznajmiają, że w hotelu mieszka od niejakiego czasu tajemniczy podróżny, przybyły z Petersburga. Wistocie jest to Chlestakow, urzędniczyna, który w drodze do ojca przehulał pieniądze i siedzi w hotelu, nie wiedząc, co dalej począć; ale dygnitarze miasteczka domyślają się, że musi to być właśnie ów incognito rewizor. Horodniczy pośpiesza czemprędzej złożyć mu uszanowanie, traktuje jako wysokiego urzędnika, podsuwa mu zręcznie kubana, płaci za niego długi hotelowe i ofiaruje mieszkanie u siebie. Chlestakow nie bardzo pojmuje, skąd ta uprzejmość, ale chętnie bierze kubany, jakie mu dają i Lapkin-Tiapkin, sędzia miejscowy, i Szpekin, pocztmistrz, i Chłopow, inspektor szkolny, Ziemlanika, kurator szpitala, i inni, dbali o ujęcie sobie rewizora. Nawet mieszczanie i kupcy pomimo zakazu Horodniczego cisną się do niego, żeby mu złożyć podarki i poskarżyć się na zbyt dokuczliwe nadużycia urzędników. Chlestakow, nie poprzestając na tem, zaleca się do córki gospodarza, która chętnie przyjmuje jego oświadczyny. Przestrzeżony jednak od swojego sługi, wyjeżdża czemprędzej, rzekomo do stryja na dni parę najwyżej, a całą mistyfikacyę ze złośliwą charakterystyką dygnitarzy miejskich opisuje, swojemu przyjacielowi. Ciekawy pocztmistrz otwiera list i wszystko się wydaje. Horodniczy, który już marzył o generalstwie przy stosunkach przyszłego zięcia, spada z nieba; inni dygnitarze widzą się także wystrychniętymi na dudków, gdy wtem śród ogólnej konsternacyi staje żandarm z oznajmieniem, że rewizor przyjechał.
Akt I, scena I. (po zakomunikowaniu przez Horodniczego obecnym wiadomości, że rewizor ma przyjechać).


Horodniczy.Do rzeczy, panowie! Zebrałem was tu umyślnie... we względzie uporządkowania naszego miasta. Ja cokolwiek już się urządziłem, radzę i wam pójść za moim przykładem. Mianowicie tobie, panie Ziemlanika. Przejeżdżający urzędnik zechce, bez wątpienia, obejrzeć przedewszystkiem zostające pod twoim zarządem szpitale. Dlatego proszę, ażeby wszystko było przyzwoicie. Szlafmyce powinny być czyste, chorzy zaś lepiej ubrani, niż codziennie, nie podobni do kowalów; zresztą potrzeba porobić nad każdem łóżkiem łacińskie napisy lub jakie inne. Tobie, panie Hibner, najwłaściwiej przystoi tem się zająć. Należy wyrazić nazwisko każdej osoby, kiedy i którego dnia chory został przyjęty i tym podobne. (Po pauzie, pokręciwszy głową). Ale, ale... wasi chorzy palą tak mocny tytoń, że za wejściem do nich trzeba dusić się od kaszlu. Postarajcie się także, ażeby liczba chorych, o ile można, była najmniejsza, bo inaczej przypiszą to niedbałości w dozorowaniu lub nieumiejętności lekarza.
Ziemlanika.O! w tym względzie jużeśmy się z panem konsyliarzem, jak potrzeba, rozporządzili. Wszystko zależy od sposobu leczenia; ja sądzę, że im bliżej natury, tem lepiej i korzystniej. I rzeczywiście, na co ekspensować i zapisywać drogie lekarstwa dla jakiegoś tam inwalida? Człowiek prosty, kiedy ma umrzeć, to umrze niezawodnie; a jeśli ma wyzdrowieć, to i bez lekarstw wyzdrowieje. Nadto panu doktorowi przytrudnoby było rozpytywać się chorych,