Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   49   —

Zaledwie może mówić... niestety! daremnie,
Masz, przyrzekłaś, daj sztylet, lub utop go we mnie.
Padł mąż, jeszczeż i sława będzie mi wydarta?
Wirginiusz.  O trzodo niewolników, ludźmi być nie warta!
Jeden człowiek wam wszystkim tyleż wraził trwogi?
Nie dbacież już o dzieci, o sławę, o bogi,
O nic zgoła, tak bardzoż wam jest miłe życie?
Słyszę głuche mruczenia... czemuż nie walczycie?
Nie macież duszy w ciele, ni żelaza w ręku,
Rzymianie! nie czujecież Rzymianina jęku?
Niestety! i wam kiedyś ześlą gniewy boże
Równy memu lub gorszy los, jeśli być może.
Wydarłszy wam następnie tyran ośmielony
Majątek, wolność, oręż i dzieci i żony,
Wydrze — już niecenione wówczas od nikogo —
I życie, które dziś was kosztuje tak drogo.
Apiusz.  Szemrał Rzym, prawda, szemrał przeciw twojej mowie,
Już milczy. Hej! natychmiast wróćcie, liktorowie,
Niewolnicę jej panu, niech matka fałszywa
Bogów i Rzymian krzykiem buntowniczym wzywa.
Wyrwijcie nie jej córkę z łona tej kobiety
Numitorya.  Zabijcie mnie wprzódy...
Wirginia.  O matko!
Kilku z ludu.  Niestety!
Wirginiusz.  Błagam cię, Apiuszu, każ wstrzymać się chwilę!
Jam ją chował, jak ojciec, jam kochał ją tyle.
Więcej niż siebie! Z żoną ja nie byłem w zmowie,
O zdradzie jam nie wiedział.
Numitorya.  Co słyszę ? Bogowie!
Tyż sam do tego stopnia znieważasz twą żonę?
Wirginia.  Ojcze! i twojeż serce już dla mnie zmienione,
Sądzisz mnie już nie twoją? ty sam?... nieszczęśliwa!
Wirginiusz.  Czyjąbądź sądzę, związków to naszych nie zrywa,
Zawsze jak córkę ojciec w mem cię sercu mieszczę,
Zawsze kocham. Pozwól mi, sędzio, ten raz jeszcze,
Ostatni raz do mego przycisnąć ją łona,
Pozwól, nim będzie dla mnie nazawsze stracona.
Opuściła mnie duma wśród cierpień i trwogi,
Czczę w tobie władzę ludu, Rzym, prawa i bogi.
Ale mogęż w momencie znaleść dosyć siły,
Wyzuć się z uczuć, które mię ojcem czyniły,
Które były lat tyle mojem szczęściem całem?
Apiusz.  Nie sądź, aby me serce było tak stwardniałem!
Jażbym wziąć mógł za zbrodnię dawne przywiązanie!
Pozwalam ci tych uczuć, nawet ich nie ganię,
Wszedłeś w siebie, twój smutek wynurzasz mi skromnie
I tak mówisz, jak mówić powinieneś do mnie.