Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/411

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   407   —


2. Dyabeł i stara baba.
Ustęp z mięsopustnego obrazu scenicznego, z czterema działającemi osobami.


Dyabeł wchodzi i mówi:
Jam jest ów duch, co czyni swary,
Co kłóci wciąż małżeńskie pary,
Więc i tu lat trzydzieści prawie
Podszepty czynię, w śnie, na jawie,
Tę parę drażnię, co się zmieści,
Krętactwa różnej czynię treści,
Aż mi się wstrętnem to już stało.
Poróżnić na nic się nie zdało,
Nie przerwie kłótnia ich miłości,
Chory już jestem z wielkiej złości
I tak mnie trapi ten ambaras,
Że tego, coby sposób znalazł,
Nagroda czeka — i niemała.
Stara baba wchodzi, podsłuchuje i mówi:
Jam jest ta, która to zdziała!
Podstępnie zrobię a z chytrością.
Że małżonkowie buchną złością,
Dziś jeszcze, nim się słońce skryje,
Z żoną się w domu mąż pobije,
Choćby największa była zgoda.
Dyabel mówi:
Gdy zrobisz, twoja jest nagroda.
Baba mówi:
Jaka?
Dyabeł mówi:
Będziemy przyjaciele!
Baba mówi:
To już jesteśmy, to niewiele!
Więc powiedz, co otrzymam ninie?
Dyabeł mówi:
Piękna nagroda cię nie minie,
Dla której warto popróbować,
Nowe trzewiki chcęć darować!
Użyj chytrości i podejścia;
Ja zmykam, życzę tobie szczęścia.
(Dyabeł ucieka).

Baba opowiada nadchodzącej właśnie żonie, że mąż ma się ku młodej dziewczynie, której dał 7 talarów za milczenie; po odejściu żony ostrzega męża, ażeby się pilnował, żona bowiem chce go otruć, poczem mówi:


No! teraz ogień podpalony,
Podarek z butów zarobiony!
Dyabeł wchodzi i mówi:
Zaiste! znasz ty swoje sztuki!
Słyszę niewiasty już pomruki,
Po tysiąc razy zbiega schody,
Myszkuje, węszy na zawody
I drzwiami z trzaskiem wielkim miota.
Tęga tu będzie dziś robota,
Bo twardo wezmą się za czuby,
Gdy w dom małżonek wkroczy luby.
Widziałem go, biegł niby gnany.
Blady, a usta pełne piany.
Chcę bójkę tę obejrzeć zblizka.
(Biegnie).
Baba krzyczy za nim:
Hola! Nie widzę! Gdzie buciska?
Chcesz się wykręcić, uciec zgoła!
Mam sposób, który cię przywoła!
(Zakreśla koło i mówi):
Nie wiem, jak się waść mianuje,
Zły duchu! — ja ci rozkazuję,
Byś piekieł klątwą nie był struty,
Przynieś tu zarobione buty!
Po pierwsze, drugie i po trzecie,
Wypłaćże mi nagrodę przecie!


Dyabeł nadchodzi, dźwiga na ostruganym drągu trzewiki i mówi:


Mój dobry humor, że aż miło,
Zepsułaś, stara mi kobyło!
Ci małżonkowie tak się gonią,
Drą, rwą i gryzą, biją, bronią,
To on, to ona znów jest górą,
W powietrzu włosy pędzą chmurą.
Już go jej ręce podrapały,
Jakby go koty fryzowały,
Zapuszcza w niego swoje szpony,
Ucha ma kawał odgryziony!
A broda jakże roztargana!
Ot! teraz na nią wziął polana,