Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   321   —

Tam bez końca męczarnie, tam w ciągłym potopie,
Niestrawną nigdy siarkę, ogień na karm żłopie.
Tak buntowniki wieczna sprawiedliwość karze
I w takim ich na zawsze załata pożarze.
Przepaść ta trzykroć dalej od szczęścia świątnicy,
Niż oś najwyższa świata od swojej średnicy.

Szatan, ocknąwszy się, widzi wspólników swoich pogrążonych w ognistym potoku, a między nimi najpierwszego po sobie w mocy i w zbrodni Belzebuba; wchodzi z nim w rozmowę i stara się w nim zażedz płomień nienawiści wiecznej ku Bogu i rozbudzić nadzieję, że znajdzie się jeszcze sposobność wyjścia z niewoli piekielnej i dokuczenia »tyranowi«. Puszcza się na wędrówkę po krainie ciemności.


Głowę podniósł zuchwałą nad wały ogniste,
Na których leży jego ciało rozłożyste:
A ogromna postawa członkami strasznymi,
Tyle miejsca zajmuje, jak owi olbrzymi,
Ziemi ród i Tytanów srogich dumne syny,
Głośne w wojnie z Jowiszem zuchwałymi czyny,
Lub ile miejsca większy nad największe zwierzę,
Lewiatan, mieszkaniec Oceanu bierze.
Tego majtek, wieczorem zaskoczony w lodzi,
Lękając się i nocy i morza powodzi,
Gdy na norweskich brzegach śpiącego nadybie,
Mniemając, że na wyspie kotwę topi w rybie,
Ta, gdy się w łuskę wporze, już próżen kłopotu,
Oczekuje bezpiecznie jutrzenki powrotu.
Tak był wielki herszt czartów, tak miejsce obszerne
Olbrzymich członków brzemię zaległo niezmierne.
Cały w więzy okuty, przez wyrok surowy,
Bez woli Najwyższego nie mógł podnieść głowy:
Lecz miał tę wolność, srogie by chuci wywierał,
A tak zbrodnie do zbrodni, kary do kar zbierał
I sam się w potępienia przepaści pogrążył.
Bo człowiek, na którego zgubę zdrajca dążył,
Łaskę niebios pozyska i dobroć bez miary
Szczodrą dłonią największe wyleje nań dary.
Tak się w czarnych zamysłach zawiedzie szkaradnie,
A na niegoż potrójny wstyd, zemsta, gniew padnie.
Dźwiga się, wal siarczysty silną garnie dłonią,
A za sobą bezdenną zostawuje tonią:
Nakoniec wzmaga skrzydła gwałtownym obrotem,
Gęste zmiata powietrze ociężałym lotem
I gniecie je niezmiernym swych członków ciężarem.
Staje na tęgiej ziemi: lecz i ta pożarem
Nieustannym się pali, więc równie boleje,
Tam wrzała ogniem woda, tu nim ląd goreje.
Kolor jego się zdaje nakształt skały ciemny,
Którą z dymnej Pelory wiatr ciska podziemny: