Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   320   —
twem Szatana, stojącego na wozie jasnym jak słońce, ciągnionym przez płomienistych Cherubów. Następują bitwy po bitwach. Zapadłoby się całe niebo, gdyby sam Bóg nie nakazał dzikich mordów zaprzestać. Na trzeci dzień atoli Syn Boży wyrusza do walki. Po jego prawicy bóstwo zwycięstwa z orlemi skrzydłami, na nim wisi łuk i sajdak, w orszaku jego są miliony świętych, a obok jedzie 20 tysięcy wozów wojennych. Wznosi się okrzyk powszechnej radości. Niebo pozbywa się swego spustoszenia, świeże kwiaty wyrastają nanowo. Już Szatan ze zwolennikami swymi chce rozpocząć morderczą walkę nawet z tym poświęconym Synem Boga, gdy on wypuszcza 10 tysięcy błyskawic przeciw opornym. Ich miecze opadają bezsilne ku ziemi; jak trzoda kóz, burzą zaskoczona, rozbiegają się w różne strony; przerażenie i bojaźń napełniają ich dusze. Niebo się rozwiera, głąb nieprzejrzaną paszczę im swoją nadstawia, głową nadół wpadają w przepaść. Piekło się trzęsie pod ich ciężarem. Królestwo Boże odnosi tryumf. Bóg atoli jest miłością; rozdziela światło od ciemności; z ponurego chaosu stwarza świat nowy, a dla świata tego stwarza pierwszych ludzi.
To wszystko opowiada poeta w ciągu swego utworu, który rozpoczyna się od obrazu Szatana, strąconego w przepaść piekielną:


Odtąd, kiedy chciał z tronu Najwyższego zwalić,
Nie przestawał go płomień czarnej zemsty palić:
Kiedy pychą nadęty, dumny, niespokojny,
Wzniecił w niebie zuchwalec srogi pożar wojny,
I hardo zaufany w sile swego męstwa,
Odważył się dać walki plac Bogu zwycięstwa.
Próżno się miotał: z góry wszechmocnego mściwą
Prawicą został, w przepaść wtrącony straszliwą.
Smutny upadek, cierpi zasłużoną mękę,
Że śmiał podnieść zuchwałą przeciw Bogu rękę.
Na wieczne skazan w więzach niezłomnych pożary,
Należyte odbiera za zuchwalstwo kary.
Przez dni dziewięć i nocy, jak na ziemi liczą,
Nurzał się w ognia wałach z kupą buntowniczą.
A chociaż nieśmiertelny, utraciwszy czucie,
Cierpiał na czas niebieskiej natury wyzucie.
Na większe go nieszczęścia gniew niebios wystawia,
I sama nieśmiertelność sroższy los mu sprawia.
Tu kiedy i co stracił, i co wziął, obaczy,
Przeszłość go dręczy, przyszłość pogrąża w rozpaczy.
Naokoło rozciąga zasępione oko,
Widać, jak go żal ściska na sercu głęboko,
Lecz razem złość go pali i duma bezbożna.
Patrzy i, jak anielskim wzrokiem sięgnąć można,
Widzi miejsca przeklęte, puste, obelżywe,
Ze sklepień wybuchają pożary straszliwe:
Srogie więzienie, ogień ustawny w niem pała!
Przecież w grubych ciemnościach ta jaskinia cała
Słabe tylko światełko i ciemno wydaje,
Żeby przy niem te smutku widać było kraje.
Bólu państwo! okropna przed oczyma nędza
Precz spoczynek, precz pokój żądany odpędza,
Nawet nadziei, która znajduje się wszędzie,
Niemasz tam żadnej, niemasz, i nigdy nie będzie.