Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   280   —

Dobosz utonął w przeszłości cały,
Liczy sokole one pisklęta,
Co je popędził do szczytu chwały;
On po imieniu wszystkich pamięta.
Był tam Massena, mąż niezwalczony,
I Lannes, Gaskończyk od wód Garony!
Był Jan Bernadotte, co zwalczać umie
Siłą ramienia losy uparte;
Był tam król Murat, co wyrósł w tłumie;
Był olbrzym wieków, był Bonaparte!
A biedny dobosz?... starość go gniecie;
Umrze doboszem!... tak to na świecie!
Cóż mu przypadło? na ciele rany
I głębsza rana pod sercom na dnie;
I cóż go czeka? grób zapomniany!
Łza nań gorąca nigdy nie spadnie!
Chwała — sen marny... czcza bańka z mydła,
A po niej męty, piana obrzydła!...
I łza na zwiędłe upadla lice,
Z dręczącą myślą starzec się biedzi;
Pomija kręte miasta ulice,
Nie słyszy nawet gwaru gawiedzi:
Z duszą zbolałą, z czołem schylonem
Stanął kaleka przed Panteonem...
I widzi żołnierz na tle błękitu
Kształty kopuły odbite jasno.
Cóż to? wśród mężów, kutych z granitu,
Kogo zobaczył?... postać swą własną!
Pod okiem wodza, z dumą na czole,
W bęben do szarży bije pacholę!
Pijany szałem, widzi tam w górze
Siebie w słonecznym blasku promieni;
Wyżej nad gromy, wyżej nad burze!
Oblicze starca nagle się mieni,
Na wątłe siły zbyt ciężkie brzemię:
Martwy bohater upadł na ziemię!
(S. Duchińska)






C) Poeci belgijscy.

I. Maurycy Maeterlinck.

1. Roślinność serca.

Pod kryształowym modrym dzwonem
Mej melancholii i znużenia
Drzemią niejasne me cierpienia,
Śpią w sercu mem znieruchomionem.

Symbolów samych to roślinność,
Rozkoszy smętne nenufary,
Palmy, żądz moich blade mary,
Mchów chłód, omdlała lian bezczynność.

I tylko lilia wznosi w górę,
Blada, surowa, wątła, cicha,
Nieruchomego kształt kielicha
Ponad rośliny to ponure.

A w blaskach, które wokół sieje,
Jak miesiąc pełny, — ku kryształom
Błękitnym, marą lekką, białą,
Mistyczna jej modlitwa wieje.
(Miriam).

2. Gość nieproszony.
Rzecz dzieje się wśród rodziny. Matka nie ukazująca się na scenie leży chora; dziecię wątłe zachowuje się spokojnie, ani razu od urodzenia nie krzyknęło. Chorej obiecał lekarz polepszenie; ale dziadek (to jest ojciec chorej) ociemniały, doznaje nieokreślonych trwożnych przeczuć, któremi niepokoi swe otoczenie: ojca, wuja i trzy niezamężne córki. Obecni rozsądnemi uwagami napróżno starają się zażegnać trwogę; każdy szelest, każdy szmer, głośna rozmowa czy milczenie, budzi w dziadku nowe dreszcze jakiegoś przygnębiającego oczekiwania. Oto scena końcowa.