Strona:O wolność i godność.djvu/007

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
I.

— Stasiu, skończyłeś? — spytała dźwięcznym, harmonijnym głosem, bardzo ładna, smukła szatynka, otwierając drzwi do gabinetu.
— Zaraz! — odpowiedział, nie odrywając się od zapisanego papieru, a po chwili dodał: — czy stało się co nadzwyczajnego?
— Nie!... Kończ, a ja zaczekam, — weszła cichym, elastycznym krokiem do gabinetu, a widząc nieład na pobocznym stoliku, jęła porządkować gazety i książki
Uporządkowawszy stół, spojrzała z lekką niecierpliwością na piszącego i szła w stronę okna, ażeby poprawić firankę białą, którą wiatr trochę przekrzywił.
Przechodziła obok lustra, mimowolnie popatrzyła, przystanęła i naturalnie przyjrzała się sobie, poprawiając fryzurę i kołnierzyk koronkowy.
Nie była ona klasyczną pięknością, ale posiadała bardzo wiele wdzięku i uroku w całej swej postaci. Nad jasnym czołem wznosiły się ciemne włosy z połyskiem złocistym, płeć miała matową, od której przedziwnie odbijały ciemne, dobre, mądre oczy i ślicznie wykrojone usteczka.
Jak na codzienne zajęcia była może ta sukienka fularowa za strojna, ale jej mieniąca się, delikatna