Strona:O krasnoludkach i żelaznych górach (1939).djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

opieki — skrzeczała — ale jeszcze cię złapię. Będziesz się wtedy miał z pyszna. Ty mnie znasz, wiesz, że potrafię być bez litości.
Widząc jednak, że nie uda jej się przestraszyć chłopca zmieniła ton.
— Tak długo wędrowaliśmy razem, Jasieńku — zaczęła słodko. — Polubiłam się szczerze. Stara jestem i opuszczona. Zapomnij mi, jeśli ci kiedy zrobiłam jakąś przykrość. Przyrzekam, że się zmienię, tylko wróć do mnie. Rzuć ten kilof, a obsypię cię bogactwami.

Te słodkie, obłudne słowa oburzyły Jaśka. Już usta otwierał, żeby krzyknąć na jędzę i odegnać ją precz. Ale w tej chwili na kamień wskoczyła zielona żabka i spojrzała wymownie na chłopca. Ujrzawszy ją przypomniał sobie przestrogę i nie odezwał się wcale. Kuł zawzięcie, a skała stawała się coraz bardziej krucha i rozpadała się szybko pod ciosami stali. Czarownica widząc, że nic

19