Strona:Nowy Przegląd Literatury i Sztuki 1920 nr 1.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wnętrzne trwania, lecz dwa sposoby ujęcia tego, co my, biedne kretyny, wiemy o otoczeniu.
Towarzysz drogi potakiwał z zapałem, wiarą i entuzjazmem:
— Skoro pan doktór przyszedł do takiego przekonania, a, w takim razie...
— Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość — to przywykliśmy nazywać wyrazem czas, a potem powiedzieliśmy sobie, że on trwa, jako byt samoistny. Jest to poprostu pusta ideja, nazwa bez rzeczy. Tu, tam, w tamtym kierunku — to znowu przestrzeń. A wszakże to, co nazywamy czasem w naszem odczuwaniu rozszerza się albo kurczy, staje się nieskończonością, albo się unicestwia, jeżeli je mierzyć miarą radości, albo miarą boleści. Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość, — a jedno w drugie wchodzi, jak linja zwinięta w punkt geometryczny, staje się nicością, jak mgnienie oka.
— Pan doktór doskonale to przedstawia...
— I wielki myśliciel niemiecki, poswojemu rozumując, powiada, iż sam w sobie, poza przedmiotami, czas jest niczem. Jest to, według niego, podmiotowy warunek naszego zmysłowego rzutu myśli. A przestrzeń? To, co nazywamy przestrzenią, jest jedynie formą wyobrażeń naszej zmysłowości, w których mieszczą się przedmioty zewnętrzne. Lecz ta forma przedmiotów, jako istota, poznać się nie daje i poznaną być nie może. Czy człowiek ślepy ma wyobrażenie przestrzeni? Czy głusi, ślepi, daltoniści, neurastenicy, a także nieszczęśliwi, przyswajają sobie zjawiska w sposób przyrodzony każdemu przedmiotowi, w postrzeganiu powszechnem ludzi zdrowych i normalnie obojętnych?
Zeszli parowem ku przedmieściu i mijali chałupę, gdzie o tej tak późnej nocy rznęła siarczyście muzyka i rozlegały się wściekłe tupania, śpiewy i wrzaski. Zdawało się mijającym, że te weselne wyrwasy wysiepią