Strona:Nowy Przegląd Literatury i Sztuki 1920 nr 1.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziś potrzeba — mam ją gdzieś!
Zrozumie to każdy Grześ,
nawet owce, nawet ciele!
KTOŚ. Mam ją gdzieś: Przepraszam wielce,
że śmiem, królu, wpaść w twój ton,
w niedomówień twoich nutę —
pragnę przecie
zauważyć, iż wyzute
są z szczerości
obchodzenia, omijania,
gdy się prostą chce iść drogą.
Zawsze-ć lepiej, godniej, szczerzej,
jeśli taki król uderzy
w pełny dzwon!...
Prawda, człek i tak pochwyci,
ale po co taka, królu,
delikatność w niciach twych.
MARCHOŁT. A więc dobrze: mam ją w rzyci
tę ich mądrość, a jeżeli
trzeba jeszcze nieco śmielej,
iżby mieli — —
byś miał złoto, a nie szych,
to mnie mogą -
to możecie,
ty i oni — — —
KTOŚ. Niech Bóg broni!
dosyć! dosyć!... Mam ją, królu,
mniejsza o to, gdzie — — — A czemu
na wspomnienie tej mądrości
skaczesz, królu pozłocony,
aż do pował?
Sfolguj złemu,
bo już całkiem pękniesz z bólu
gdy potrzaskasz sobie kości,
gdy rozbijesz sobie twarz — —